Mam 28 lat, od zawsze chodziłam do jednego dentysty na nfz. W młodości rodzice nie chcieli płacić nigdy za prywatne leczenie a później przyzwyczaiłam się do tego gabinetu i chodziłam w razie potrzeby. Nigdy mnie nie bolały zęby, codziennie je szczotkowałam, płukałam, co miałam do zrobienia to było robione przez tą stomatolog. Aż tu nagle poszłam prywatnie i dowiedziałam się, że nigdy nie miałam porządnie wyczyszczonych zębów (higienizacja tylko powierzchowna) oraz że mam bardzo słabe kości zębów (nigdy nikt nie zaproponował mi zdjęcia rtg) a do tego zaawansowaną paradontozę i jest możliwe, że stracę wszystkie zęby bo sytuacja jest tragiczna. Po wyczyszczeniu niektóre są po prostu ruchome, dwa są do usunięcia a do leczenia ortodontycznego się nie nadaję z uwagi na chorobę przyzębia. Nawet jeśli uda się jakieś zęby uratować to aparat stały odpada bo zęby nie wytrzymają siły nacisku, pozosją nakładki które "trochę" pomogą" i kosztują 20k. Stwierdzili, że mam też napięte mięśnie szczęki, źle ułożony język i wędzidełko do podcięcia. A w przyszłości implanty nie wiadomo czy by się w ogóle przyjęły.
Takim oto sposobem mogę skończyć przed 30-stką ze sztuczną szczęką i prawdopodobnie bez wszystkich oszczędności.
Moi rodzice i dziadkowie też od zawsze mówili, że mają słabe zęby. Fakt, mają ale kurcze... mama ma 50 lat i ma swoje a nie sztuczną szczękę...
Chciałam się tylko wyżalić i powiedzieć żebyście o siebie dbali.
Przy okazji, jeśli macie do polecenia kogoś z Warszawy od trudnych przypadków to proszę o polecenie, może powinnam to skonsultować z kimś jeszcze...
Warszawa i nowe budownictwo here. Ja mówię i moi sąsiedzi też mówią, czy to na klatce czy w windzie. Jeszcze mi się nie zdarzyło żeby ktoś nie powiedział pierwszy lub mi nie odpowiedział.
Mówienie "Dzień dobry" mieszkańcom
warszawa